To z Onet! O kabale naszego rządu i satanizmie raczej nie piszą! :-)
Źródło - http://strefatajemnic.onet.pl/teorie-spiskowe/czarna-magia-w-watykanie,1,5420520,artykul.html
14 lut, 08:26
/
Onet
W historii Kościoła o uprawianie czarów podejrzewano kilku
papieży. Mówiono, że Sylwester II nauczył się sztuk tajemnych od Arabów,
a nawet zawarł pakt z żeńskim demonem. Honoriuszowi III przypisuje się z
kolei autorstwo najbardziej złowrogiego podręcznika czarnej magii w
dziejach. Współcześnie podobne pogłoski odświeżył kontrowersyjny
duchowny, Malachi Martin twierdząc, że „Zły” nadal ma w Watykanie wielu
ambasadorów…
Stolica Apostolska to studnia sekretów. Niektóre z nich są tajemnicami
poliszynela, inne zapewne nigdy nie ujrzą światła dziennego. Jedną z
bardziej kontrowersyjnych spraw stanowiły czarnoksięskie praktyki
następców św. Piotra. Podejrzewano o to (słusznie bądź nie) kilku
średniowiecznych papieży, a współcześnie spekulacje na ten temat ożywił
eksjezuita, Malachi Martin.
„Brązowa głowa” Sylwestra II
Naprawdę nazywał się Gerbert d’Aurillac (ok. 945-1003) i jako Sylwester
II zasiadał na Tronie Piotrowym od 999 r. Urodzony w „skromnym domu”
wstąpił do klasztoru w Aurillac (Owernia), skąd tamtejszy opat wysłał go
do Hiszpanii, gdzie młody mnich miał poznać dorobek arabskich uczonych.
Jego kariera rozwijała się prężnie - najpierw został nauczycielem na
dworze cesarzy Ludolfingów, potem biskupem, a w końcu pierwszym
francuskim papieżem. Gerbert znany był jednak przede wszystkim jako
uczony biegły w astrologii i astronomii, choć krążyły pogłoski o jego
zamiłowaniu do praktyk czarnoksięskich.
Najwięcej sensacji wzbudzał znajdujący się w jego kolekcji zagadkowy „automat” potrafiący ponoć „udzielać” prostych odpowiedzi („tak”/„nie”), traktowany jako narzędzie do przewidywania przyszłości. Urządzenie miało formę ludzkiej głowy odlanej z brązu, choć szczegóły jego konstrukcji są nieznane. Według jednej z wersji budzący grozę wśród ludu mechanizm przechodził z rąk do rąk, według innej został zniszczony po śmierci papieża. Legendę o nim przyćmiewały jednak zarzuty, które w swoich dziełach utrwalił XII-wieczny angielski dziejopisarz William z Malmesbury. Dowiadujemy się z nich, że przyszły Ojciec Święty (jeszcze jako zakonnik) wprowadzony został w arkany wiedzy tajemnej, w tym sztukę wieszczenia przyszłości. Opanował też ponoć umiejętność „przywoływania zjaw z piekła” i zawarł pakt z Diabłem, dzięki czemu posiadł ogromną wiedzę.
Według innej historii, w zdobyciu papiestwa Sylwestrowi II miał pomóc żeński demon o imieniu Meridiana. Postać papieża-maga silnie oddziaływała na wyobraźnię ludzi średniowiecza (na rycinie z XV w. można zobaczyć go w towarzystwie pokracznego demona). Nie wiadomo jednak, na ile prawdziwe były plotki o jego czarnoksięskich praktykach. Trzeba pamiętać, że jeszcze w renesansie nauki okultystyczne (astrologia czy alchemia) uprawiane były przez czołowych intelektualistów epoki, a granica między „magiem” a „uczonym” bywała cienka.
Grymuar Honoriusza III
O konszachtach papieży z siłami nieczystymi pisał w „Historii magii” francuski okultysta (i niedoszły ksiądz), Eliphas Levi (1810-75). Ich lista była długa, choć oskarżenia tego typu były zwykle elementem rozgrywek politycznych. W przypadku Jana XXI (1215-77) karą za czarnoksięstwo miała być niegodna jak na jego stan śmierć. Papież, który żywił silną fascynację medycyną, zginął pod gruzami zawalonej komnaty pałacu w Viterbo. O uwikłanym w liczne konflikty Bonifacym VIII (1235-1303) krążyły z kolei legendy, że paktował z diabłami leżąc na łożu śmierci.
Namacalny dowód na swą działalność okultystyczną mógł pozostawić Honoriusz III (ok. 1150-1227), któremu przypisuje się autorstwo księgi magicznej (tzw. grymuaru), która swoim złowrogim charakterem przewyższała wszystkie publikacje tego typu. Dzieło przeznaczone było głównie dla duchownych. Można dowiedzieć się z niego, jak rzucać zaklęcia, składać ofiary z ludzi czy przywoływać najwyższych w hierarchii mieszkańców piekieł, tj. Lucyfera czy Astarotha. Niestety ustalenie prawdziwego autora księgi sprawia problem, bo choć odwołuje się ona do XIII-wiecznego papieża, pierwszy raz wydano ją dopiero w XIX stuleciu.
Duchowni zainteresowani okultyzmem musieli rozwijać swe pasję w ukryciu. Wyjątkiem był pewien Niemiec, któremu godność opata nie przeszkadzała w uprawianiu czarnej magii. Był to Johannes Trithemius (1462-1516), autor „Steganographii” - dzieła traktującego m.in. o wykorzystaniu duchów do komunikacji na odległość. Choć z racji swoich zainteresowań miewał przejściowe problemy, pozwalała mu je przezwyciężyć opieka możnych protektorów. Trithemius twierdził, że część ksiąg podyktował mu jego „duchowy przewodnik”. Zasłynął on również z seansu nekromantycznego na dworze Habsburgów. Wszystko to nie przeszkadzało mu jednak w pisaniu dzieł o tematyce religijnej.
Malachi Martin i „loża Złego”
Temat czarnej magii w Watykanie powrócił w drugiej połowie XX w. za sprawą rewelacji irlandzkiego duchownego, Malachiego Martina (1921-99). Poczuwszy powołanie (podobnie jak jego trzech braci), wstąpił on przed studiami do zakonu jezuitów. Początkowo specjalizował się w biblistyce, ale podczas pobytu w Egipcie zainteresowały go egzorcyzmy. Jako kardynalski sekretarz brał udział w obradach Soboru watykańskiego II (1962-65); wykładał też w Papieskim Instytucie Biblijnym. W 1965 r., niezadowolony z sytuacji w zakonie, został zwolniony ze ślubów i poświęcił się pracy pisarskiej.
W swoich książkach poruszał zróżnicowaną tematykę związaną z polityką Kościoła i toczącymi go problemami. Najwięcej kontrowersji budziły jego opinie o egzorcyzmach, tajemnicach fatimskich i działalności masonów w Watykanie. Twierdził, że wielu wysokich urzędników papieskich to wolnomularze, zaś kard. Agostino Casaroli (1914-98) - długoletni sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej - to… zadeklarowany ateista. Ale nie to szokowało najbardziej. Martin pisał, że „każdy kto jest zorientowany w sprawach Watykanu z ostatnich 35 lat wie, że książę ciemności miał i nadal ma swoich przedstawicieli na dworze św. Piotra”.
Według jego informacji, w 1963 r. w otoczce całkowitej tajemnicy, przeprowadzono w Watykanie ceremonię „Intronizacji upadłego anioła” (Lucyfera). Był to dowód na istnienie wśród tamtejszych hierarchów „satanistycznej loży”, o której Martin często opowiadał w swoich wystąpieniach (potwierdzał to według niego sam Paweł VI, który podczas jednej z homilii przyznał: „Dym Szatana wleciał do sanktuarium”). Eksjezuita wierzył też, że istnieje „zło wcielone”, że opętania są dziełem demonicznych sił, a Antychryst żyje w naszych czasach. Poglądy Martina podlegały nieustannej krytyce, a niektórzy nazywali je wprost tanimi sensacjami mającymi gwarantować sprzedaż jego książek.
Choć dziś Watykan utracił w dużej mierze dawny splendor i władzę, nikt nie wie, jakie zagadki mogą jeszcze kryć się w jego archiwach. Proces ujawniania trzeciego sekretu fatimskiego pokazał, że tamtejsze młyny mielą bardzo powoli. Otoczka niewiadomej wokół Stolicy Piotrowej czyni z niej, w oczach niektórych wiernych, szafarza największych tajemnic. Ale prawdziwą zagadką pozostaje, w jaki sposób przez wieki udaje się utrzymywać to wszystko za murami 44-hektarowego państewka…
„Brązowa głowa” Sylwestra II
Najwięcej sensacji wzbudzał znajdujący się w jego kolekcji zagadkowy „automat” potrafiący ponoć „udzielać” prostych odpowiedzi („tak”/„nie”), traktowany jako narzędzie do przewidywania przyszłości. Urządzenie miało formę ludzkiej głowy odlanej z brązu, choć szczegóły jego konstrukcji są nieznane. Według jednej z wersji budzący grozę wśród ludu mechanizm przechodził z rąk do rąk, według innej został zniszczony po śmierci papieża. Legendę o nim przyćmiewały jednak zarzuty, które w swoich dziełach utrwalił XII-wieczny angielski dziejopisarz William z Malmesbury. Dowiadujemy się z nich, że przyszły Ojciec Święty (jeszcze jako zakonnik) wprowadzony został w arkany wiedzy tajemnej, w tym sztukę wieszczenia przyszłości. Opanował też ponoć umiejętność „przywoływania zjaw z piekła” i zawarł pakt z Diabłem, dzięki czemu posiadł ogromną wiedzę.
Według innej historii, w zdobyciu papiestwa Sylwestrowi II miał pomóc żeński demon o imieniu Meridiana. Postać papieża-maga silnie oddziaływała na wyobraźnię ludzi średniowiecza (na rycinie z XV w. można zobaczyć go w towarzystwie pokracznego demona). Nie wiadomo jednak, na ile prawdziwe były plotki o jego czarnoksięskich praktykach. Trzeba pamiętać, że jeszcze w renesansie nauki okultystyczne (astrologia czy alchemia) uprawiane były przez czołowych intelektualistów epoki, a granica między „magiem” a „uczonym” bywała cienka.
Grymuar Honoriusza III
O konszachtach papieży z siłami nieczystymi pisał w „Historii magii” francuski okultysta (i niedoszły ksiądz), Eliphas Levi (1810-75). Ich lista była długa, choć oskarżenia tego typu były zwykle elementem rozgrywek politycznych. W przypadku Jana XXI (1215-77) karą za czarnoksięstwo miała być niegodna jak na jego stan śmierć. Papież, który żywił silną fascynację medycyną, zginął pod gruzami zawalonej komnaty pałacu w Viterbo. O uwikłanym w liczne konflikty Bonifacym VIII (1235-1303) krążyły z kolei legendy, że paktował z diabłami leżąc na łożu śmierci.
Namacalny dowód na swą działalność okultystyczną mógł pozostawić Honoriusz III (ok. 1150-1227), któremu przypisuje się autorstwo księgi magicznej (tzw. grymuaru), która swoim złowrogim charakterem przewyższała wszystkie publikacje tego typu. Dzieło przeznaczone było głównie dla duchownych. Można dowiedzieć się z niego, jak rzucać zaklęcia, składać ofiary z ludzi czy przywoływać najwyższych w hierarchii mieszkańców piekieł, tj. Lucyfera czy Astarotha. Niestety ustalenie prawdziwego autora księgi sprawia problem, bo choć odwołuje się ona do XIII-wiecznego papieża, pierwszy raz wydano ją dopiero w XIX stuleciu.
Duchowni zainteresowani okultyzmem musieli rozwijać swe pasję w ukryciu. Wyjątkiem był pewien Niemiec, któremu godność opata nie przeszkadzała w uprawianiu czarnej magii. Był to Johannes Trithemius (1462-1516), autor „Steganographii” - dzieła traktującego m.in. o wykorzystaniu duchów do komunikacji na odległość. Choć z racji swoich zainteresowań miewał przejściowe problemy, pozwalała mu je przezwyciężyć opieka możnych protektorów. Trithemius twierdził, że część ksiąg podyktował mu jego „duchowy przewodnik”. Zasłynął on również z seansu nekromantycznego na dworze Habsburgów. Wszystko to nie przeszkadzało mu jednak w pisaniu dzieł o tematyce religijnej.
Malachi Martin i „loża Złego”
Temat czarnej magii w Watykanie powrócił w drugiej połowie XX w. za sprawą rewelacji irlandzkiego duchownego, Malachiego Martina (1921-99). Poczuwszy powołanie (podobnie jak jego trzech braci), wstąpił on przed studiami do zakonu jezuitów. Początkowo specjalizował się w biblistyce, ale podczas pobytu w Egipcie zainteresowały go egzorcyzmy. Jako kardynalski sekretarz brał udział w obradach Soboru watykańskiego II (1962-65); wykładał też w Papieskim Instytucie Biblijnym. W 1965 r., niezadowolony z sytuacji w zakonie, został zwolniony ze ślubów i poświęcił się pracy pisarskiej.
W swoich książkach poruszał zróżnicowaną tematykę związaną z polityką Kościoła i toczącymi go problemami. Najwięcej kontrowersji budziły jego opinie o egzorcyzmach, tajemnicach fatimskich i działalności masonów w Watykanie. Twierdził, że wielu wysokich urzędników papieskich to wolnomularze, zaś kard. Agostino Casaroli (1914-98) - długoletni sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej - to… zadeklarowany ateista. Ale nie to szokowało najbardziej. Martin pisał, że „każdy kto jest zorientowany w sprawach Watykanu z ostatnich 35 lat wie, że książę ciemności miał i nadal ma swoich przedstawicieli na dworze św. Piotra”.
Według jego informacji, w 1963 r. w otoczce całkowitej tajemnicy, przeprowadzono w Watykanie ceremonię „Intronizacji upadłego anioła” (Lucyfera). Był to dowód na istnienie wśród tamtejszych hierarchów „satanistycznej loży”, o której Martin często opowiadał w swoich wystąpieniach (potwierdzał to według niego sam Paweł VI, który podczas jednej z homilii przyznał: „Dym Szatana wleciał do sanktuarium”). Eksjezuita wierzył też, że istnieje „zło wcielone”, że opętania są dziełem demonicznych sił, a Antychryst żyje w naszych czasach. Poglądy Martina podlegały nieustannej krytyce, a niektórzy nazywali je wprost tanimi sensacjami mającymi gwarantować sprzedaż jego książek.
Choć dziś Watykan utracił w dużej mierze dawny splendor i władzę, nikt nie wie, jakie zagadki mogą jeszcze kryć się w jego archiwach. Proces ujawniania trzeciego sekretu fatimskiego pokazał, że tamtejsze młyny mielą bardzo powoli. Otoczka niewiadomej wokół Stolicy Piotrowej czyni z niej, w oczach niektórych wiernych, szafarza największych tajemnic. Ale prawdziwą zagadką pozostaje, w jaki sposób przez wieki udaje się utrzymywać to wszystko za murami 44-hektarowego państewka…
Autor:
Piotr Cielebiaś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.